A tera bez marudzenia, przechodzę do niesamowitej historii Callan Pinckney.
Callan, a właściwie Barbara Biffinger Pfeiffer Pinckney, urodziła się 26 września 1939 roku w Savannah w stanie Georgia i tam też dorastała, wychowywana na prawdziwą damę z Południa, jak przystało na dziewczę z rodu Pinckney'ów. Tych samych Pinckney'ów, którzy odgrywali znaczącą rolę przy kolonizacji Ameryki i brali udział w tworzeniu konstytucji Stanów Zjednoczonych. Callan kontynuowała linię przodków, z których każdy dokonał czegoś znaczącego (tych, którzy jeszcze nie wierzą, że jej metoda ćwiczeń jej wyjątkowa, zachęcam do przeczytania mojego pierwszego wpisu na ten temat: Callanetics - photoshop wśród ćwiczeń.). Przykładowo: siedemnastoletnia Eliza Lucas Pinckney wynalazła metodę otrzymywania indygo - przez 30 lat najbardziej dochodowego towaru eksportowego kolonii. Jedną z osób niosących jej trumnę był sam George Washington. Syn Elizy wynegocjował z Francją układ, który dziesięć lat później umożliwił zakup Luizjany. Natomiast siedem wieków wcześniej Pinckney'owie uczestniczyli w inwazji Normandów na Anglię.
Jej dzieciństwo stało pod znakiem zmagań z wrodzonymi wadami postawy: skrzywieniem kręgosłupa, przesuniętymi biodrami oraz stopami tak mocno skręconymi do środka, że przez siedem lat musiała nosić szyny na nogi do samego pasa (niczym Forrest Gump), a kolejne dwanaście uczyć się baletu klasycznego, żeby poprawić swoją postawę.
Callan nigdy nie lubiła swojego uprzywilejowanego życia panny z dobrej rodziny. Zawsze marzyła o dalekich podróżach i poznawaniu świata na własną rękę, a nie z książek. Wyrzucano ją prawie ze wszystkich szkół, jednak udało jej się ukończyć 2 lata college'u. Do porzucenia nauki skłoniła ją pewna sytuacja na studenckiej zabawie, kiedy to przyłapała kolegów na podglądaniu dziewcząt przez dziurkę od klucza. Oburzona, że tacy ludzie mają być przyszłością kraju, sprzedała swoje książki i wróciła do domu. Jednak nie prowadziła życia, jakie młoda dziewczyna z bogatej rodziny mogłaby prowadzić, ponieważ ojciec surowo zabronił jej wyjazdów zagranicę dopóki nie ukończy college'u. Powiedział, że nie wytrzyma nawet trzech miesięcy bez jego wsparcia, co było dla Callan pierwszym wielkim wyzwaniem. Zatrudniła się jako ekspedientka w domu towarowym i oszczędzała każdy grosz na podróże, ograniczając przy tym swoje wydatki do minimum.
Callan na balu debiutantek w 1959 roku. Zdjęcie pochodzi jej książki. |
W 1961 roku wreszcie doczekała się swojej wielkiej ucieczki. Wsiadła wtedy na statek handlowy do Niemiec i przez dekadę podróżowała autostopem po świecie, spełniając swoje marzenia i unikając przy tym burzliwych wydarzeń lat 60. w USA. I chociaż była to niewątpliwie niezwykła i pełna przeżyć "odyseja", to dla organizmu Callan była udręką.
Zaczęło się w Londynie, gdzie zarabiała na życie, odgarniając śnieg i węgiel. Nie była przyzwyczajona do tak niskich temperatur, więc żywiła się kilogramami wysokoskrobiowych produktów, dzięki którym jej ciało okryło się warstwą ogrzewającego tłuszczyku - w krótkim czasie przytyła 11 kilogramów (z 47 do 58 przy wzroście 150 cm) i dorobiła się rozstępów. Następnie postanowiła pojechać do Afryki. Kupiła więc wielki plecak, który nosiła na plecach przez następne 9 lat. Spędziła rok w afrykańskim buszu, podążając za stadami zwierząt wraz z plemionami nomadów. Wysiłek (praca fizyczna i noszenie ze sobą ciężkiego plecaka, ważącego tyle co ona sama, obciążającego ramiona, plecy i kolana) oraz nieregularne (często niedostateczne) odżywianie wycieńczyło jej organizm. Kolejnym problemem były biegunki wywołane przez amebę, które dodatkowo wyniszczały jej ciało, doprowadzając do zasłabnięć i gwałtownej utraty wagi. W najgorszych momentach ważyła 35 kilogramów. Mięśnie jej pośladków były tak zwiotczałe, że musiała podkładać sweter pod pupę, bo gdy siedziała, siedziała na kościach miednicy, co sprawiało jej wielki ból. Gdy kładła się spać, musiała wkładać między kolana kawałek materiału, żeby ich nie poodgniatać.
Oprócz uszczerbków na zdrowiu Callan doznała wielu wrażeń, robiła mnóstwo ciekawych rzeczy, przez które jej życiorys czyta się jak powieść. Już same prace, które wykonywała brzmią niesamowicie: malowała pokłady frachtowca, sprzedawała orzeszki na dachu wieżowca w Tokio, była spikerką w reklamach, pisywała do gazety o swoich podróżach, projektowała mini-spódniczki, uczyła angielskiego dzieci Chin i zatrudniała zachodnie kelnerki do pracy w japońskiej restauracji. Chociaż ominęła lata 60. w Stanach, to wcale nie ominęły ją inne problemy: z Środkowej Afryki wyjechała, gdy nasiliły się rozruchy. W krytycznym stanie trafiła na Cypr, gdzie musiała być ewakuowana ze szpitala, by zrobić miejsce rannym. W Bombaju zaskoczył ją nalot powietrzny, ale została uratowana przez dwóch mężczyzn, którzy wciągnęli ją do bramy.
Podczas podróży zupełnie przestały interesować ją wydarzenia polityczne i gospodarcze na świecie. Dbała tylko o bezpieczeństwo, czystą wodę i żywność oraz miejsce do spania. Mieszkała głównie wśród niższych klas społecznych, pozbawiona wygód, które do tej pory były dla niej oczywistością. W krajach, w których mieszkała, nie było napisów czy plakatów po angielsku, dlatego po powrocie do kraju zastanawiała się, skąd ludzie znają nazwy ulic - sama zupełnie oduczyła się spoglądania na tabliczki z nazwami ulic. Takie warunki odcisnęły na niej piętno - do końca życia zawsze, nawet latem, nosiła przy sobie sweter ze strachu przed zmarznięciem.
Swoim ciałem zaczęła na nowo interesować się podczas pobytu w Japonii. Wróciła do Londynu w celu odbudowania zdrowia. Lekarze doradzali jej operację kolan, wyrokowali, że jej pleców nigdy nie będzie można wyleczyć. Kiedy wróciła do USA, wyglądała tak okropnie, że jej matka zemdlała, widząc ją wysiadającą w samolotu. W 1972 roku zaczęła pracować w gabinecie masażu, ale odeszła stamtąd, ponieważ nie podobał jej się sposób, w jaki obchodzono się z ciałami klientek. Po rzuceniu tej pracy, zaczęła na własną rękę eksperymentować z ćwiczeniami, opierając się w dużej mierze na sposobie poruszania się, którego nauczył ją balet. Starała się nie robić niczego, co mogłoby wywołać ból pleców. I tak narodził się callanetics.
Zdjęcie z książki Callan. |
Na początku przyjmowała uczniów we własnym domu, z drążkiem baletowym przykręconym do szafy, dzięki czemu uczniowie mogli podziwiać jej skromną garderobę. Po kilku latach zaczęła uczyć w swoim apartamencie na dachu nowojorskiego wieżowca, zapewniając każdemu ćwiczącemu indywidualną opiekę. Z czasem coraz mniej angażowała się w prowadzenie zajęć na rzecz pisania książek i kręcenia filmów, z których każde (10 książek, 8 filmów) okazało się wielkim sukcesem.
Callan poświęciła 20 lat, by stworzyć jak najbardziej kompletną i skuteczną technikę. Technikę, która naprawdę zrewolucjonizowała fitnessowy świat. Nigdy nie zależało jej na sławie i pieniądzach, które przyszły razem z rosnącą popularnością callaneticsu. Najbardziej lubiła uczyć ludzi i widzieć, jak ich ciało się zmienia. Wiedza, że miała duży wpływ na ich życie dodawała jej skrzydeł.
Źródło: Google Grafika |
Wraz z przejściem Callan na emeryturę callanetics stawał się coraz mniej popularny. Ostatnimi laty, Callan starała się przywrócić mu dawną sławę. Podczas jej "nieobecności" różne organizacje starały się wznieść callanetics na inny poziom, wprowadzały nowe zmiany, by uczynić te ćwiczenia jeszcze bardziej efektywnymi. Chociaż Callan nie spierała się co do słuszności tych zmian, chciała powrócić do podstaw i zachować oryginalne piękno callaneticsu dla przyszłych pokoleń.
Callan zmarła 1 marca 2012 roku w Savannah.
Tak wyglądało jej ciało dzięki callaneticsowi.
Aż wstyd! Uwielbiam Callanetics, ćwiczę, wręcz kocham, ale nie wiedziałam aż tyle o jej życiu.
OdpowiedzUsuńFaktycznie miała fascynujące życie!
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Fit
________________________________
www.fashionbyfit.blogspot.com
niesamowicie ciekawy wpis i niesamowita, silna, cudowna kobieta... pochodząc z takiej rodziny wyruszyła w nieznane i przeżyła tyle rzeczy, żeby po powrocie stworzyć callanetics. wielkie WOW.
OdpowiedzUsuńnie przepadam za ćwiczeniami statycznymi, ale choćby ze wzgląd na tą panią obejrzę jakieś tutoriale na YT i spróbuję dowiedzieć się więcej o tej formie aktywności
Niestety nie skomentuję wpisu, bo przejrzałam cały blog i znalazłam masę inspirujących fit rzeczy!
OdpowiedzUsuńBędę częściej, cieszę się, że tu wpadłam. :)
Czy możesz podać tytuł biografii Callan, czy jest jej autorstwa ? Bardzo mnie Twój post zainspirował i chciałabym przeczytać tę książkę.Będę wdzięczna za odpisanie
OdpowiedzUsuńW latach bodajże 90-tych były lekcje CALLANETICSU w czasopiśmie dla kobiet, którego tytułu nie pamiętam. Wczoraj przypomniałam sobie o tej Pani i jej ćw. Dziękuję za artykuł. Pozdrawiam. ala
OdpowiedzUsuńTo czasopismo to była Kobieta i życie. Rok 1990 lub 1991. Ćwiczyłam z tą gazetą, internetów wtedy nie było, a ja nie miałam funduszy na kasetę z wersją Bojarskiej. Ale bez żalu - gazeta wystarczyła :-) Z mojego punktu widzenia była lepsza (obejrzałam później wersję Marioli Bojarskiej). Ćwiczenia były bardzo ładnie opisane, opisy mówiły także, czego się spodziewać, co się czuje w trakcie i czego się czuć nie powinno. Efekty super, ale byłąm twarda, dzień w dzień godzina, po miesiącu byłam kobietą gumą, wszystko się uniosło, trzymałam do tego dietę, więc waga też spadła.
OdpowiedzUsuńTeraz, po latach (prawie 30tu) wóciłam do tych ćwiczeń. Jestem po 6ciu godzinach, efektów na razie brak, ale samopoczucie znacznie lepsze. Umówmy się jednak - organizm i ciało Pani pod 50tkę pracuje inaczej, niż młodej laski. Zależały tłuszcz, mięśnie opadniete, itede, fuj. Nie poddaję się jednak, zauważyłam, że brzuch sam mi się wciąga, w sensie jakoś tak z automatu. I jestem elastyczniejsza. Acha, co najważniejsze - moje kolana, to dramat, urazy stawów sprawiły, że bolały, po tycb cwiczeniach jest lepiej. I co najważniejsze, to się chce ćwiczyć. Wracam do domu i pierwsze co zmieniam ubranka i na balkon - bo ja mam miejscówkę do ćwiczeń tam właśnie.
Polecam wszystkim Dziewczynom, które nie tylko chcą schudnąć, ale chcą wyżeźbić sylwetkę. Pozdrawiam, Iza
Także miałam tą gazetę i ćwiczyłam. Teraz mam duże problemy z układem ruchu i po latach chyba powrócę do tego systemu ćwiczeń. Sytuacja sprzyja - zamknięcie w domach i izolacja to świetny czas, aby w końcu zająć się rodziną i sobą. Zachęcam do tych ćwiczeń i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń