piątek, 13 września 2013

Źródło: tumblr.com

1. Punkt przełomowy. Są takie dni, że cel, który sobie wyznaczyłaś wydaje się kosmiczny, bo w połowie (jeśli nie wcześniej) masz ochotę wrócić do domu. Wtedy wszystko jest nie tak: jest za gorąco, spodnie lecą z tyłka, koszulka jest tak mokra, że należałoby ją porządnie wycisnąć, nogi odmawiają posłuszeństwa, a muzyka w słuchawkach jest do wkurzająca. Ale nie rezygnujesz, bo wiesz, że jeśli tylko wytrzymasz jeszcze trochę, to przyjdzie ukojenie. Że jeśli tylko dasz radę pchnąć się nieco dalej, to dotrzesz do momentu, w którym przestajesz czuć to wszystko, a zamiast dyskomfortu poczujesz radość i wolność, i zaczniesz się zastanawiać, jakim cudem jeszcze przed chwilą byłaś taka zmęczona?

2. Ty i tylko ty. Kiedy biegasz, nie masz przed sobą żadnego trenera, który z całych sił stara się przekonać cię, żebyś się nie poddała, jak to się dzieje w przypadku ćwiczeń z DVD. Nie ma wokół ciebie tłumu ludzi, w tym instruktorów, którzy samą swoją obecnością motywują cię do ćwiczeń, jak na siłowni. Jesteś sama. Bieganie to test dla twojego samozaparcia. Czy jesteś w stanie sama przebrnąć przez kryzys? Czy jesteś w stanie sama zmotywować się do pokonania kolejnego kilometra? Czy jesteś w stanie zignorować ograniczenia swojego ciała i dać z siebie więcej?

3. Źródło nieustającej inspiracji. Mogę Was z czystym sumieniem zapewnić, że nic innego nie dostarczy Wam tyle inspiracji do pisania postów, co bieganie. W dodatku kiedy zaczyna się pisać w głowie post, to czas leci tak szybko, że kolejne kilometry mijają zanim zdążycie o nich pomyśleć. Tak więc blogerki - biegajcie!

4. Zawiązywanie przyjaźni. Wygląda to tak: rozmawiasz sobie z kimś znajomym, kogo lubisz, ale nie jest ci szczególnie bliski. Prowadzicie pierwszorzędną gadkę-szmatkę, która pozwala uniknąć niezręcznej ciszy, może nawet czerpiecie jako taką przyjemność z tej rozmowy i dobrze się bawicie. Potem dowiadujesz się, że ta druga osoba też biega i nagle powstaje między wami bardzo silna więź - masz nowego biegowego przyjaciela! To bardzo specyficzny rodzaj przyjaciół, których warto mieć jak najwięcej. Dobra wiadomość jest taka, że coraz więcej osób interesuje się bieganiem, więc szanse na zdobycie nowych biegowych przyjaciół stale rosną. A jeszcze lepsza wiadomość to to, że ze zwykłego przyjaciela (albo zwykłego znajomego) możesz uczynić biegowego przyjaciela, opowiadając wszystkim o magii biegania.

5. Wycieczki krajoznawcze. Kolejny powód, żeby być wdzięczną za to, że coś mnie popchnęło do zaczęcia biegania - moja okolica jest pełna pięknych miejsc, o których nigdy bym się nie dowiedziała, gdyby nie bieganie (założę się, że Twoja też). A odkrywanie ich jest naprawdę ekscytujące - nawet nie pomyślałabym, że może być aż tak fajnie. No i druga sprawa: wydaje ci się, że żeby dostać się do punktu X, musisz wsiąść w autobus, potem przesiąść się w tramwaj i podejść kawałek na nogach, aż pewnego pięknego dnia, podczas jednej z biegowych ekspedycji, niespodziewanie dobiegasz do punktu X i nie możesz uwierzyć własnym oczom. A jednak. Całe życie w kłamstwie...  Moja mała rada: daj się ponieść swoim nogom, a może też odkryjesz tajny skrót, rodem ze swoich dziecięcych marzeń?

6. Blisko natury... Zaczynając bieg, zaczynasz myśleć o różnych sprawach - u mnie czasem są to życiowe problemy a czasem odmiana francuskich czasowników. Ale po pewnym czasie dochodzę do takiego momentu, że mój umysł jest zupełnie wolny od tych wszystkich myśli i w jakiś magiczny sposób zaczynam dostrzegać piękno otaczającego mnie świata. Biegnę i podziwiam przyrodę, której, mogłoby się wydawać, za wiele nie ma, gdy mieszka się w środku miasta, a jednak - zapach mirabelek, cykanie świerszczy, rześkie powietrze, ciepłe, jesienne kolory - to wszystko tu JEST i niesamowicie umila czas. 

Źródło: tumblr.com

Te zalety i dziewięć poprzednich zauważyłam podczas swojej bardzo długiej przygody z bieganiem, na którą składa się 17 biegów, 68 kilometrów, 9 godzin oraz mnóstwo endorfin i satysfakcji. Czuję, że w miarę jak moje doświadczenie będzie się powiększać, ja będę odkrywać kolejne i kolejne, a potem, oczywiście, dzielić się nimi tutaj.

Ps. Przepraszam za okropny zastój na blogu, ale mam chwilowo straszne zamieszanie, a na dodatek dużo czasu spędzam poza miastem, bez Internetu.

wtorek, 3 września 2013

Tradycyjnie, początek roku szkolnego jest pełen zamieszania, przez co nie miałam jak napisać tego posta (tego i kilku innych) w terminie. Jednakże - co się odwlecze, to nie uciecze.

31 lipca 2013

Powyższy zrzut ekranu zrobiłam 31 lipca, czyli po 4 biegach. Nie ma się czym chwalić, to prawda, ale każdy musi od czegoś zacząć. Teraz, po miesiącu regularnych biegów, jest już lepiej, a konkretnie:

3 września 2013
11 sierpnia - podczas jednego biegu spaliłam aż 363 kalorie, tym samym pobiłam poprzedni rekord o 37 kalorii. Tego samego dnia udało mi się zaliczyć najdłuższy dystans w życiu (profesjonalni biegacze, teraz możecie się śmiać) - 5,5 kilometra, a to aż o pół kilometra więcej, niż dałam radę pobiec w poprzednim najdłuższym biegu. Pobiłam też rekord długość czasowej, ale to tylko 1 minuta 25 sekund, a więc nic takiego.

Dzień wcześniej, 10 sierpnia, przebiegłam najszybsze 5 kilometrów - pobiłam rekord aż o 5 minut! Z tego jestem najbardziej dumna, chociaż wiem, że to wciąż jest bardzo, bardzo wolne 5K.

I wreszcie, najświeższe rekordy, dokonane przed nie całą godziną - 1 kilometr w 6 minut 49 sekund (wcześniejszy czas dłuższy o 1 minutę 12 sekund) i mila w 11 minut 24 sekundy (wcześniej prawie dwie minuty więcej).


Źródło: tumblr.com

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...